Donikąd.
Donikąd, jak nasza znajomość po tych schodach zmierzała. Ten klub już zawsze będzie kojarzył mi się z Tobą. Pójdę tam, niedługo, usiądę przy barze, zamówię drinka, a Ty tym razem nie przyjdziesz. Nie będę czuła tego stresu, strachu, który tak lubiłam, tej ekscytacji... Będę spokojnie pić go patrząc w to lustro, które jest nad barem. Przed każdym naszym spotkaniem zawsze to czułam, każde nasze spotkanie było dla mnie zawsze jak to pierwsze. Kochałam to.
Mój przyjacielu, tęsknie za Tobą.
Napisałam dziś, choć długo się wahałam. Czuję, że tego nie chcesz, ale słuchasz mnie. Zawsze dobrze słuchałeś. Bardzo źle się dzisiaj czułam, w takich momentach myślę tylko o Tobie - stąd odzew (pomijając bezsensowność wiadomości). Wiesz, dlaczego tak jest? Bo gdy bardzo się boję, chcę uciec do Ciebie - czuję się przy Tobie bezpieczna, jak przy nikim innym. Dzisiaj się bałam. Twoja odpowiedz, nawet z odczuwalnym dystansem działa na mnie kojąco. Czuję się już dobrze. Tęsknie za Twoją troską, za rozmową z Tobą. To Ty jesteś moim najlepszym psychologiem, moim autorytetem i najlepszym opiekunem. Nie chcę by to brzmiało jakbym czegoś oczekiwała... Nie oczekuję. Nie oczekuję już niczego. Cieszę się, że swoją upartością i rozsądkiem podjąłeś decyzje, które mam nadzieje sprawiają, że jesteś szczęśliwy. Bo jesteś, prawda?
Próbowałam poznać kogoś. Z jedną osobą udało mi się nawet zbudować minimalny fundament do dobrze zapowiadającej się znajomości, związanej oczywiście z moimi upodobaniami. Rozmowa była super, wszystko do siebie pasowało... oprócz jednego - ta osoba nie była Tobą, a ja nie potrafię zaangażować się czując się nadal Twoja. To zabawne, ale tak właśnie się czuje. Nie chcę nikogo ranić, a wiem, że mogę. Nie mogę niczego udawać. Nie chcę. Czar ani się nie pojawił ani nie prysł, bo jak? Nadal trwa Twój.
Bardzo potrzebuję kogoś takiego, jak Ty. Kogoś, kto wzbudzi we mnie tyle emocji, takiej chęci oddania, sympatii... Nie będę pisać o miłości, nie chcę tak tego nazywać. Nie wierzę w miłość.
Masz moją duszę, mój umysł, masz mnie całą... i nie jest mi z tym źle. Pozwoliłam na to.
Czasami czuję Twój zapach i dłonie wplecione w moje włosy. Pragnę wtedy... pragnę tego. Ciągnij za nie!
Nie wiem o czym myślisz, właściwie chyba w życiu nie znałam Twoich myśli. Byłeś taki zimny i ciepły zarazem. A słowa "jestem dumny z Ciebie" były dla mnie jak najdroższe perfumy. Były jak prezent, nagroda. Chciałabym, żebyś kiedyś, jak się spotkamy za parę lat - przypadkiem bądź nie - śmiejąc się z tego wszystkiego i wspominając, był naprawdę dumny ze mnie. I chcę, żebyś wtedy wiedział, że miejsce, w którym wtedy będę, będę zawdzięczać Tobie. Twojej pracy włożonej we mnie, czasu, serca... Dziękuję już dziś.
To wszystko gotuje się we mnie. Staram się być silna, ale... Nie wiem czy potrafię. Czuję pustkę. Co mam zrobić, by jej nie czuć? Czy czas pomoże? A może czas sprawi, że będzie gorzej... I pewnego dnia obudzę się już nie pamiętając Twojego głosu, twarzy, zapachu i dotyku... A to będzie dla mnie najbardziej bolesne, to będzie dla mnie największą porażką.
Chciałabym się z Tobą tym wszystkim dzielić. Dawać Ci wszystko… dawać Ci uśmiech. Nie chcę Cię zapomnieć!
Nie proszę o nic, nie mam prawa prosić. Tak dobrze mi wyrzucić to z siebie... Wyrzucić jedne emocje, by kolejnymi się wypełniać. Muszę dusić to w sobie, dopóki nie pęknie... Tylko Ty wiesz o mnie tyle, ile nie wie nikt. Jestem przed Tobą naga. Tak ciężko mi milczeć a nie mogę mówić… choć w środku krzyczę.
Daj mi siłę.
A.